— Pytam dlaczego?...
— Bo... bo... ten garnitur... to prezent...
— A!... od kogo?...
— Od... pana Janczewskiego... Babcia każe mi koniecznie nosić i broszkę i kolczyki... Ja nie chciałam i nawet umyślnie rozdrapałam sobie ucho igłą: niby mnie te kolczyki obciągają uszy... Ja wiedziałam, że pan się będzie gniewał, dlatego to zrobiłam. Ale już dzisiaj nie mogłam się wykręcić. Babcia mi kazała włożyć broszkę... Musiałam...
Tadeusz wydął usta w ironicznym uśmiechu.
— A!... więc to prezent... od pana Janczewskiego... bardzo piękny... cóż to przedstawia ta broszka? lokomotywę? może zapalić? zacznie buchać para... Bardzo... bardzo dystyngowany gust... Winszuję...
Tecia pochyliła jeszcze niżéj głowę. Oddychała szybko. Nagle szybkim ruchem odpięła broszkę i schowała do kieszeni.
— A!... — podjął Tadeusz — a!... przepraszam... nie wiedziałem, iż ta piękna broszka jest tak bardzo pannie Teci drogą i że żarty moje aż skłonią Tecię do zdjęcia tego drogocennego klejnotu... Niech pani przypnie znów to świecidełko. Nie powiem już ani słowa w tym przedmiocie.. proszę... proszę..
Tecia nie odparła ani słowa, tylko szyła wciąż zawzięcie.
Na jéj lśniące ręce spadły dwie duże łzy, które
Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/12
Ta strona została skorygowana.