skiego, Malewicza, Bodockiego, opowiadających o nowéj śpiewaczce operetkowéj, którą sprowadzono z Warszawy. Słowa ich dobiegają uszu jego, jakby z po za jedwabnéj zasłony. Gdy późniéj przywlecze się do domu i, zjadłszy obiad, ułoży się ubrany na łóżku, głosy kolegów biurowych brzęczą delikatnie dokoła jego twarzy. Przestał zajmować się Tecią i tylko czasem, gdy matki niema w domu, przyciąga ku sobie spłonioną dziewczynę i przysuwa swą twarz do jéj twarzy. Siedzi tak długo, nieruchomy, zapatrzony w przestrzeń, a Tecia blednie i czerwienieje, nie mogąc sobie wytłómaczyć téj przemiany.
Wielohradzka kilkakrotnie prosiła go o udanie się do lekarza, lecz on kiwał ręką niedbale, mówiąc:
— Po co?
I z uporem histerycznéj kobiety akcentuje wszystkie objawy swéj anemii i newralgii, tak, jakby widok chorego Radolta podziałał nań i poddał mu chęć naśladownictwa.
Z początku było tak rzeczywiście, lecz powoli zniechęcenie i spleen ogarnął go w szalony sposób. To ciche życie, które zdawało mu się możliwem, a nawet pożądanem, obecnie dławiło go i męczyło fatalnie. Nie miał jednak siły ani chęci powrócić do dawnego chaosu. Gdy przypomniał sobie gwar, hałas i światło salonów, mimowoli cofał się i mrużył oczy. I tak, niepewny, wahający się, zmęczony i niechętny
Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/130
Ta strona została skorygowana.