Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/131

Ta strona została przepisana.

wlókł się teraz przez życie, nie mając ochoty nawet jeść dla podtrzymania egzystencyi.
— To nie życie... to wegetacya — mówił sam do siebie, wzruszając ramionami.
Tymczasem Wielohradzka z bohaterstwem walczyła z powodzią długów. Spłacała raty z najwyższym wysiłkiem, lecz zaległa za komorne i w sklepie, w którym brała podszewki i tak zwane „dodatki“, dług jéj rósł z przerażającą szybkością. Tecia pracowała dniami i nocami, dźwigając prawie na własnych barkach cały ciężar roboty. Obie kobiety schudły, zbladły, nie dosypiając nocami, wstając równo ze świtem. I w tém zbliżeniu się w pracy, zbliżały się powoli ich serca i dusze. Dopomagając sobie wzajemnie, walcząc ze zmorą snu przy świetle lampy, zanurzały się bezwiednie w atmosferę wzajemnego przywiązania i ufności. Tecia oddawna czuła się już niewolnicą serdeczną matki Tadeusza; lecz, nieśmiała i cicha, lękała sic objawów swego przywiązania. Zaprzedała się tylko w niewolę pracy i wynikami jéj chciała dowieść tego, co w głębi serca czuła. Wielohradzka zaś, od chwili pobytu Radolta, poznawszy brak egoizmu i serdeczność nędzarza, mimowoli część téj sympatyi, jaką w niéj obudził korektor, przeniosła na Tecię.. Znalazła w niéj bowiem tę samą wygórowaną wrażliwość, dobroć i wdzięczność. Wśród walk materyalnych, trosk powszednich, jakie przechodziła, zapragnęła