gnął nogi, wsadził ręce w kieszenie od spodni i znudzonym, szklanym wzrokiem powitał wchodzącego Pozbitowskiego.
— Mam do ciebie prośbę — wyrzekł „koniarz“, zbliżając się do Wielohradzkiego.
— O co chodzi? — zapytał Tadeusz, przybierając jeszcze więcéj znudzoną postawę.
— Zastąp mnie dzisiaj na inspekcyi.
— Dlaczego?
— Dlatego, że mam wielką ochotę być na tomboli w teatrze...
Wielohradzki skrzywił się, ziewnął i, wyciągając ręce w górę, odpowiedział:
— A ja nie mam ochoty nudzić się za ciebie w téj przeklętéj budzie...
Pozbitowski wszakże nalegał:
— Och! możesz mi oddać tę przysługę... Zresztą to tylko zamiana. Skoro przyjdzie twoja kolej, ja ciebie zastąpię.
— Nie! nie mogę!
— Ależ... dlaczego? Ty wszakże na maskaradę nie idziesz?
— Qui sait!
— Cóż znowu! mówiłeś, że jesteś w żałobie.
— Żałoba moja się skończyła. Właśnie wybierałem się dzisiaj na tombolę.
— Słowo?
— Słowo!
Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/133
Ta strona została skorygowana.