Sam nie wiedział, dlaczego się upierał, dlaczego chciał popsuć Pozbitowskiemu zabawę. Powtórzył owo „słowo” prawie machinalnie. Gdy się opatrzył, było już zapóźno.
Pozbitowski ku drzwiom zmierzał.
— Pójdę poprosić kogo innego... Tylko pamiętaj, gdybyś na tombolę nie przyszedł, pomyślę, że to un parti pris de la part...
Wyszedł.
Wieczorem Wielohradzki po wypiciu herbaty, zamiast położyć się jak zwykle, zaczął krzątać się po swoim pokoju.
— Mameczko — zapytał — czy mam czystą frakową koszulę?
Wielohradzka, siadająca właśnie do pracy, aż drgnęła z podziwu, słysząc to zapytanie. Tecia również podniosła głowę z najwyższem zdziwieniem.
— I nie jedną, ale sześć czystych znajdziesz w swojéj szafce — odparła po chwili Wielohradzka — Ale dlaczego mnie o to pytasz? czy idziesz na jaki wieczór?
— Och! — jęczał Tadeusz — gorzéj niż na wieczór... muszę iść na tombolę!
— Dlaczego musisz?
— Dałem słowo.
— Komu?
— Och! to cała historya!
Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/134
Ta strona została skorygowana.