Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/143

Ta strona została przepisana.

i w splotach włosów, zapalając wszędzie migocące złote iskierki.
Chwilkę kobieta zdawała się gorzeć cała w świetle tych iskier, w śniegu tego światła, aż powolnym, jakby zmęczonym ruchem osunęła się na krzesło, odwracając się plecami w stronę balkonu.
I teraz Tadeusz miał przed sobą trójkąt ciała o gorącéj karnacyi, ujęty w dwie linie amarantowego aksamitu i trzecią, górną, uformowaną z lekko wijących się drobnych włosów rudéj a raczéj miedzianéj barwy.
Tadeusz usta zaciął aż do krwi.
O kilka kroków, przedzielona trampoliną balkonu, siedziała Muszka, lecz nie ta „sportowa”, w męzkim kapeluszu i w angielskich trzewikach bez obcasów, lecz dawna Muszka rudowłosa, elegancka, strojna w kask swych fryzowanych włosów.
Do oczu Wielohradzkiego nabiegła purpurowa fala. Chwilę zabrakło mu oddechu. I cała rozpacz zawodu wybuchła w nim z szaloną gwałtownością. Po raz drugi przeszył wzrokiem spokojny i marmurowy kark Muszki, która teraz lornetowała głąb sali swoją aluminiową, błyszczącą lornetką. Tadeusz porwał się ku wyjściu. Wybiegł na korytarz, potrącając bohaterkę, odzianą w świeżą suknię beżową i pantofle filcowe. Zbiegł ze wschodów i wpadł do sali. Prędko jednak opamiętał się i zatrzymał jeszcze