Dziewczyna odwraca swą głowę oskubanego ptaka i odpowiada:
— Ta na czarnym korytarzu, u Nanci!...
— A!.. a gdzież ten czarny korytarz?
— Ojej!... — dziwi się dziewczyna — pan nie wie, gdzie czarny korytarz? ta-że każdy dzieciak zna, gdzie czarny korytarz.
Wreszcie decyduje się pokazać Wielohradzkiemu kierunek ganku, prowadzącego do owego czarnego korytarza.
Wydostawszy się w rodzaj ciemnego i wilgotnego wąwozu fatalnego, oblepionego śniegiem, dostrzega Tadeusz jaśniejszą smugę światła, padającą z jakichś drzwi otwartych.
Kieruje się ku téj smudze i słyszy zmieszany gwar głosów.
Wchodzi w tę żółtą jasność i gwar cichnie. Przed nim — jama niewielkiego pokoju oświetlonego kilkoma dymiącemi kinkietami.
Na łóżku, na stołach, na wieszadłach, rozłożone jak puste manekiny, świecą się kostiumy dziwaczne, upstrzone trochą galonów i srebrnych frendzli. Tu i owdzie wydobywa się szmaragdowa plama atłasu, lub wątpliwa białość jedwabiu. Na ziemi wala się tęcza pstrokacizny arlekińskich kaftanów. Wysoko — na szubienicy wieszadeł — sterczą płaskie kapelusze z płaczącemi gałęźmi rozfryzowanych piór strusich.
Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/148
Ta strona została skorygowana.