Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/15

Ta strona została skorygowana.

Tecią i dygnęły raz jeszcze przed próżnią, jak dwie nakręcone lalki.
— Tata przysyła! — wyrzekła starsza, wyciągając rękę, w któréj miała głęboki talerz, nakryty spodkiem. Mniejsza wyciągnęła także rękę; z kawałka chały opadł na ziemię papier zadrukowany.
Obie dziewczynki były prześliczne: białe, różowe, buzie okrągłe, oczy szafirowe, duże i marzące. Noski miały zadarte, włosy blond, lśniące i splecione w warkocze. Na nogach białe pończochy opadały w obwarzanki; zbyt krótkie sukienki ujawniały brak podwiązek.
Tadeusz nie ruszył się z miejsca, przygasłemi oczami patrząc na obie żydóweczki.
Tymczasem Tecia wzięła talerz i do kuchni zmierzała.
— Przełożę do menażki — wyrzekła — i zaraz wam talerz oddam.
Idąc, odkryła spodek.
Ostro-słodka woń cebuli wypełniła pokój.
Tadeusz skrzywił się wykwintnie.
— Niech panna Tecia to wyniesie, bardzo proszę...
— Przecież pan rybę po żydowsku bardzo lubi...
— Lubię, ale gdy jem... proszę to zaraz wynieść.
Dziewczyna znikła w kuchni, po chwili wróciła i oddala talerz starszéj żydóweczce.
— Kłaniajcie się tatce i podziękujcie za rybę — wyrzekła, gładząc młodszą po głowie.