Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/17

Ta strona została skorygowana.

Lecz siedział na krześle i coraz silniéj nogą kiwał.
— Wychodzę!... — powtórzył dobitnie.
Tecia nie odpowiedziała ani słowa, lecz szybko zbliżyła się do dzieci.
— Chodźcie do kuchenki — wyrzekła — zaczekacie tam na panią... dam wam krzesełka.
Wzięła dwa plecione krzesełka i wyprowadziła obie dziewczynki, które dygnęły przed plecami Tadeusza, suwając zbyt dużemi trzewikami, widocznie kupionemi na wyrost. Tecia powróciła i znów zabrała się do szycia.
Tadeusz ziewnął głośno i ręce za tył głowy założył.
— Dlaczego Tecia nic nie mówi? — zapytał — czy Tecia się jeszcze dąsa?... Śliczny charakter!
— Ja się nie dąsam — odparła, siadając koło okna dziewczyna — tylko...
— Tylko?
— Anioł-by nie wytrzymał, tak mi pan wciąż dokucza.
Tadeusz wzruszył ramionami.
— To Teci wina!
— Moja?
— Tak! Gdyby Tecia nie była takie masło maślane, to byłoby inaczéj.
Tecia pokiwała głową i zaczęła przygotowywać maszynę.