Ta strona została skorygowana.
IX.
Jak widmo fantastyczne i dziwaczne, tak teraz przesuwała się przed wzrokiem Wielohradzkiego Muszka wśród sal balowych.
Spotkał ją kilkakrotnie, nawet zdołał się jéj ukłonić, lecz nigdy nie zamienili już z sobą kilku wyrazów, nawet kilku spojrzeń.
Maleniowa przechodziła teraz mimo Tadeusza, jakby nie znała go wcale, jakby ten wodzirej, skaczący wśród całéj falangi fraków, nie był jéj nigdy prezentowany. Znów lodowata, zimna, wyniosła, obnosiła wśród salonów swą wielką piękność i rodowe brylanty Malenich z godnością nieruchomą drewnianego Buddhy.
Nigdy w oczach jéj nie zabłysł ognik ciekawéj gorączki, jaką objawiła w ciasnéj przestrzeni loży. Przesuwała się koło Wielohradzkiego, jak koło lokaja, i znikała zawsze w buduarach, salonikach,