Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/21

Ta strona została przepisana.

grają smutne sztukie. Ja lubię siedzieć i płakać... Bo po co mi wesołe sztukie słyszeć? Wesołe, to zawsze głupie. Tak ja powiedziałam memu starszemu subjektowi. Bo on toby tylko śmiał się i chciał wielkiéj uciechy...
Zamilkła, poczem, wyciągnąwszy z kieszeni dużą chustkę, otarła nią usta.
— Bardzo się wczoraj spłakałam... — dodała — wielką miałam zabawę...
Tecia zaczęła szyć na maszynie i słychać było przeraźliwy turkot, klekot, hałas, Lilientalowa spoglądała z niepokojem w okno. Szabas zachodził. Musiała iść do domu. Wielohradzka nie nadchodziła. Wreszcie żydówka wstała i z uśmiechem zaczęła się kłaniać dokoła.
— Idę... późno na mnie.. przyjdę w poniedziałek, bo w niedzielę to u państwa święto.
Ukłoniła się, i Tadeusz mimo woli ukłon ten jéj oddał.
Ogarnął go wielki smutek, i życie wydało mu się jakąś ciemną jamą, do któréj nie dostawały się nawet promienie słońca.
Pani Pake sunęła cicho ku drzwiom, wreszcie znikła w głębi przedpokoju.
Tecia wyszła za nią i przez chwilę słychać było jak namawiała małe Zimermanówny do powrotu do domu. Drobne nóżki zatupotały w przedpokoju i Tecia zamknęła drzwi wejściowe z wielkim pośpiechem.