Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/229

Ta strona została przepisana.

Spojrzenie to łagodniało i zdawało się pieściwie, miękko obejmować całą postać chłopca, postać kształtną, smukłą, śliczną w tém przebraniu błyszczącém i jaskrawém.
Tadeuszowi dech zamarł w piersiach. Zamknął oczy na jedną sekundę. Gdy je otworzył, Salammbô zniknęła. Natomiast wodzireje balowi grzecznie, lecz stanowczo poprosili go o „zrobienie miejsca”.
Pary zaczęły stawać do kadryla, zbierając się powoli, jakby z musu. Wodzireje biegali i machali angielskiemi fularami o brzydkich, zgniławych barwach.
Wielohradzki cofnął się pod ścianę, i po raz pierwszy taki wodziréj biegnący wzdłuż sali wydał mu się głupią istotą. Pocieszał się jednak myślą, że to wodziréj „publiczny”, „mieszczański“,, gdy on — o!... on to przecie co innego.
Panienka ubrana za Goplanę przesunęła się znów obok niego i ciągnęła go widocznie ku sobie łagodnem niebieskich ócz spojrzeniem. Była ładna, dystyngowana i z wielką gracyą nosiła swój powiewny kostium. Wielohradzki spojrzał na nią z zajęciem, lecz zauważył, iż nikt z arystokracji nie brał udziału w tańcach.
Postanowił trzymać się swoich i nie tańczyć tego wieczora zupełnie.
Wzrokiem zaczął szukać Muszki. Nie mógł odnaleźć jéj wśród tłumu, otaczającego estradę.