Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/245

Ta strona została przepisana.

Chłopiec złożył ręce i dobitnie, wyraźnie mówił naiwną modlitwę dziecięcą:

Aniele Stróżu mój,
Ty zawsze przy mnie stój,
Tak we dnie, jak i w nocy
Bądź mi zawsze ku pomocy!

Tecia stała obok łóżka, smutna i zgnębiona. Przyszła na nią reakcja a zarazem myśl, iż związała się lekkomyślnie z Tadeuszem i że obecnie nie należy do siebie; że pocałunki otrzymane, schadzki na przechadzce są to ważne zobowiązania, których rozrywać się nie godzi.
— Dobry Boże! — mówił tymczasem Felek, podciągając noskiem — daj zdrowie babci, Teci, wszystkim krewnym i wszystkim potrzebującym!...
Uderzył się trzykrotnie w piersi.
— Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu!...
Przeżegnał się i wyciągnął ku siostrze ramiona.
— Dobranoc... pani Janczewska! — wyrzekł z nieśmiałym uśmiechem.
Spodziewał się, że Tecia, jak zwykle, rozgniewa się za ten żart i połaje go.
Lecz wbrew jego oczekiwaniu Tecia uśmiechnęła się i przytuliła brata do piersi.
— Dobranoc, szwagierku pana Janczewskiego!... — wyrzekła prawie wesoło.
W téj chwili postanowiła rozmówić się nazajutrz z Tadeuszem i bądźcobądź zakończyć tę dziwną