się już skończyły. Mnie to bardzo przykro okłamywać babkę, i mamę pana, i pana Janczewskiego. Trzeba, ażeby pan nareszcie się zdecydował i powiedział słowo babci, to jest... żeby się pan wreszcie oświadczył. Niech już nas uważają za narzeczonych... czy co!
Ostatnie słowa zabrzmiały prawie rozpaczliwie. Tecia, mówiąc „narzeczonych”, z trwogą widziała się zaręczoną Tadeuszowi. Lecz nie przewidywała jeszcze punktu wyjścia z téj całéj sprawy. Chciała tylko koniecznie prawdy, światła i wyjaśnienia. Cała jéj istota buntowała się teraz przeciw konieczności dalszego fałszu.
Wielohradzki powoli odzyskał równowagę. Zrozumiał natychmiast, iż nadarza się sposobność pozbycia się téj dziewczyny, która znów wydawała mu się głupią, prostą, trywialną szwaczką. Ironicznie więc zmrużył oczy, oparł się rękami o krawędź stołu i zaczął kołysać się na krześle.
— A!.. — wycedził przez zaciśnięte zęby — wreszcie panna Tecia przemówiła. Chodzi więc tak bardzo pannie Teci o to, ażebym się natychmiast oświadczył... Ale mnie się nie śpieszy, nie śpieszy... Jeżeli zaś pannie Teci taka sytuacya się nie podoba, to wolna wola! Żadne słowo nas chyba nie łączy i, właściwie mówiąc, nie wiem nawet o co pannie Teci chodzi... Mieliśmy dla siebie wiele przyjaźni, nic więcéj... Une simple camaraderie... c’est tout!
Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/248
Ta strona została skorygowana.