Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/249

Ta strona została przepisana.

Rzucił tryumfalnie tych kilku słów po francusku, sądząc, iż dopełnią one przygnębiającego wrażenia i stanowczo zawstydzą Tecię.
Lecz ona, wbrew dawnéj modzie postępowania, nie ustępowała ani kroku, bynajmniéj niezmieszana obrotem, jaki Tadeusz chciał nadać ich całemu stosunkowi.
— Proszę pana — wyrzekła z pewną ironią, choć głos jéj drżał ze wzruszenia — niech pan do mnie nie mówi po francusku, bo to się nie na wiele przyda. Ja panu nie odpowiem temi samemi słowami, bo żeby tak mówić... i znajdować takie wykręty, to... trzeba być.. panem. Ja pytam się pana uczciwie i prosto: co będzie z nami?
Tadeusz cisnął łyżkę na stół i porwał się z miejsca.
— Z jakimi nami? — krzyknął zaperzony — z jakimi nami?... Co jest wspólnego między mną i panną Tecią? Czy ja kazałem pannie Teci pisać do siebie listy za granicę? Czy ja do panny Teci pisałem?...
Tecia nie poruszyła się z miejsca, tylko szeroko otwartemi źrenicami śledziła biegającego po pokoju Wielohradzkiego.
— A to oszaleć można! — wołał Tadeusz — Teraz panna Tecia roi sobie do mnie jakieś pretensye i każe mi się oświadczyć babce. Czy ja przyrzekałem Teci małżeństwo?... Kiedy? jak? gdzie? za co? po co? dlaczego? Sama Tecia ciągle za mną chodziła i narzucała mi się swoją osobą...