— Ja nie jestem szwaczką — odparła wyniośle. — Robić suknie dla kilku pań znajomych, to nie jest być szwaczką... Ja Teci płacę...
— A te panie mamie płacą...
— Jeszcze raz ci powtarzam: to co innego... Zresztą Tecia nie jest dla ciebie partyą...
Złośliwy uśmiech wykrzywił usta Tadeusza.
— Proszę mamy!... proszę mamy!... — wyrzekł powoli, kładąc nacisk na każde słowo — spróbowałem według rad mamy starać się o rękę hrabianki, i jakoś nieszczególnie mi się powiodło. Doszedłem do przekonania, że lepiéj robić komuś sobą łaskę, niż o łaskę żebrać...
Na twarz Wielohradzkiéj wystąpiły rumieńce.
Szybko ukryła twarz w dłonie i siedziała, milcząc, nagle zgnębiona wspomnieniem Muszki i nieudanych konkurów Tadeusza.
Zapadło głuche milczenie, przerywane tylko śpiewką samowara, niknącą, dziwaczną, urywaną, wyjącą chromatycznie, to znów syczącą cicho.
Wielohradzka pierwsza ocknęła się z zadumy.
— W każdym razie — wyrzekła, nie odsłaniając twarzy — proszę cię, pozostaw Tecię w spokoju. Ja odpowiadam przed babką za tę dziewczynę... Nie mogąc się z nią ożenić...
Lecz Tadeusz przerwał nagle z pewną fantazyą uporczywą w głosie:
— I dlaczegoż to, proszę mamy?
Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/26
Ta strona została skorygowana.