z sercem ściśniętém, ale poprosić Piknicką o rękę Teci dla Tadeusza. Prosta jéj bowiem i nieskomplikowana natura nie śledziła przemian w fazach miłostek syna. Nie przypuszczała, iż Muszka zajęła znów miejsce Teci. Dla niéj Tadeusz kochał teraz Tecię i seryo pragnął pojąć ją za żonę.
Po kilku chwilach wahania nieśmiało przystąpiła do rzeczy.
— Piknicką prosiła nas dziś na herbatę... — wyrzekła z zakłopotaniem, a twarz jéj, zmęczona i blada, w obramowaniu siwych włosów nabierała lekko różowéj barwy.
Tadeusz porwał się, jak sparzony ukropem:
— Ja nie mogę!... nie pójdę!... mam dziś five o’clock u Pozbitowskich...
— To się dobrze składa... bo i ja sądziłam, że iść nam nie wypada...
— Dlaczego? niech mamcia idzie!
— Nie!... iść nie mogę, zanim się z tobą nie rozmówię... Czy wiesz... że dzień ślubu Teci z panem Janczewskm jest oznaczony?...
Wielohradzki sięgnął ręką po lusterko.
— A!... — wyrzekł obojętnie.
Wielohradzka spojrzała nań zdziwiona.
— Jakto? przyjmujesz tę wiadomość z taką obojętnością?
— A dlaczegoż ma być inaczéj?...
— Ja sądziłam...
Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/261
Ta strona została skorygowana.