Po raz pierwszy matka Tadeusza pieściła ją z taką prawdziwą macierzyńską dobrocią.
I w téj chwili rozpaczliwy ból ścisnął serce dziewczyny.
Lecz nie było w nim iskier miłosnego żalu za Tadeuszem; była tylko boleść, jaka szarpie serce córki w chwili rozstania się z ukochaną matką. I porwawszy delikatne ręce Wielohradzkiéj, Tecia okrywała je pocałunkami, szepcąc:
— Ależ ja przy pani zostanę... ja zawsze tu będę szyła.. ja pani nie opuszczę!...
W téj chwili w pokoju Tadeusza dały się słyszéć kroki
Wodzirej kierował się ku drzwiom.
Instynktownie obie kobiety odsunęły się od siebie i przybrały wygląd obojętnych istot.
W głębię swéj duszy zamykały starannie wszelkie objawy rzeczywistéj serdeczności.
I gdy Tadeusz wszedł do pokoju, już obie były zajęte usługą i czekały na jego rozkazy.
Wielohradzka drżącemi od wzruszenia rękami zawijała w papier rogalik i kawałki cukru, gdy Tecia, milcząca, owinięta bielą swego szala, szła do kuchni po gotujący się samowar.