koma półkulami podbródków, ujętych w ledwo dostrzegalne pasma rudawych faworytów.
Usta, zupełnie wygolone, drobne były i małe, jak u dziecka. Cała synteza charakteru Maleniego kryła się w rysunku tych dwóch warg, dobrodusznie a ironicznie zaciśniętych.
Oczy zato nie miały żadnego wyrazu.
Były drobne, małe, czarniawe, tonące w białości policzków.
Tadeusz uczuł się podwójnie wzruszonym i zmieszanym zbliżeniem Maleniego. Był to potentat w c. k. karyerze urzędniczéj i mąż Muszki. Podwładny i kochanek znaleźli się wobec dygnitarza i męża. Gdy Maleni minął Tadeusza, skłaniając lekko głowę, Tadeusz pochylił swoją tak, że twarz jego znikła zupełnie, a tylko wyszczotkowana czupryna zaciemniała na plastronie koszuli. Bez tchu wszedł Tadeusz do pokoju, w którym stało jego biurko. Chciał szybko usiąść, wziąć gazetę lub książkę i udać, że zagłębia się w czytaniu. Ale od progu powitały go chichoty Malewicza i Pozbitowskiego,
Stali na środku pokoju, a Malewicz ze śmiechu aż zwijał się, jak wąż, Pozbitowski zaś powtarzał spazmatycznie:
— Nie... jak Boga kocham.. to farsa... to niepodobna... to farsa!...
— Ależ nie!... — odpowiadał Malewicz — to prawda!.. oświadczył się wczoraj...
Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/266
Ta strona została skorygowana.