dziennem, jak mu się wydawała o zmierzchu i wśród nocnéj galopady po ulicach miasta. Matka przywitała się z nim tak samo, jak poprzednio, a w biurze nikt nie domyślał się nawet, co pomiędzy nim a Maleniową zaszło.
W kilka dni późniéj Maleni powrócił z Wiednia, i znów Wielohradzki spotkał się z nim w ciasnem przejściu korytarza na ścieżce dywanu. Trwoga jego i bojaźń odżyły w téj chwili z całą mocą. Nie śmiał podnieść głowy: tak bardzo imponował mu ten olbrzym, sunący ciężko wśród smugi wiosennego słońca.
I długo jeszcze po przejściu Maleniego Tadeusz nie mógł odzyskać równowagi. Odzyskał ją wreszcie i znów zaczął przeżuwać wspomnienia i dręczyć się przypuszczeniami na przyszłość.
Teraz bowiem budziła się w nim chęć ponownego zobaczenia Muszki. Zgłuszona przez niezwykłość sytuacyi, namiętność zaczynała nurtować. Ten sen, ta halucynacya stawały się zmorą, dławiącą go wśród bezsennych nocy. Zdawało mu się, iż nie Muszkę samą trzymał niedawno w swoich objęciach, ale jéj cień, jéj widmo. I zapragnął teraz, z młodzieńczą krewkością, dostać w swoje ramiona na długo, na wyłączną, choć chwilową, własność tę kobietę.
Lecz Muszka nie dawała o sobie znaku życia.
Tadeusz oczekiwał ciągle i pragnął oczekiwanie to uczynić o ile najmożliwiéj correct i nieposzlakowane. Nie gonił więc Maleniowéj, nie narzucał się
Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/283
Ta strona została skorygowana.