Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/284

Ta strona została skorygowana.

jéj oczom. Starannie unikał przechodzenia ulicą, przy któréj mieszkała. Raz, zdaleka zobaczywszy jéj powóz, wpadł w bramę jakiegoś domu. Uczynił to z szalonego wzruszenia, jakie nim ogarnęło na samą myśl tak nagłego spotkania. Niemniéj przeto późniéj grał przed sobą komedyę, winszując sobie taktu i miary, z jaką wybrnął z téj trudnéj sytuacyi. Wogóle, pozostawiony teraz sam sobie, nie mogąc się zwierzyć nikomu ze swych tajemnic, zaczął wchodzić sam z sobą w układy, kompromisy i zwierzenia. Gadulska jego natura rozgadała się teraz na wewnątrz i dręczyła go samego, jak stara plotkarka.
Na zewnątrz jednak charakter jego, pod wpływem tych szamotań nerwowych, zaostrzył się i stawał coraz przykrzejszym.
Wielohradzki bowiem więcéj niż kiedykolwiek zanurzył się w ogoizmie, przejęty cały ważną doniosłością swéj społecznéj roli. W oddaleniu bowiem nikły teraz te pogardliwe giesty Muszki, jéj wybuch namiętności milczący i obelżywy, który w pierwszéj chwili sprawił na Wielohradzkim wrażenie policzka.
Teraz Wielohradzki we wzgardzie téj widział jedynie wspaniałą gracyę kobiety, która w chwili upadku pragnie zachować aureolę istoty nieskazitelnéj i wyniosłéj. Ostre rysy zaokrąglały się i nabierały wdzięku. Po bliższem zastanowieniu się w ciszy nieprzespanych nocy Tadeusz doszedł do przekonania,