Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/294

Ta strona została przepisana.

to Wielohradzka odetchnęła, widząc przed sobą nadzieję zapłaty. Delikatność serca Teci ujawniła się raz jeszcze w ciężkiéj do przebycia chwili. Wielohradzka przygarnęła dziewczynkę w objęcia i ucałowała gorąco jéj czoło.
— Moja dobra, poczciwa Tecia! — wymówiła prawie ze łzami w głosie.
I natychmiast zabrała się do roboty. Lecz jakiś żal dławił ją i dręczył. Zdawało się jéj, iż szyje dla Teci suknię śmiertelną. Było to po części zwykłe uczucie rozpaczliwego smutku, jakie przejmuje serce każdéj zamężnéj kobiety na widok przedślubnych przygotowań, czynionych dla innéj.
Solidarność kobiet występuje wtedy silniéj, niż kiedykolwiek. Serca ich przejmują się smutkiém. W tém napozór altruistycznem wrażeniu mieści się duzo egoistycznéj domieszki. Smucąc się nad ślubną suknią Teci, Wielohradzka opłakiwała siebie samą i swe stracone dziewczęce złudzenia.
Tadeusz siedział w swoim pokoju i czytał „Salammbo”. Zabrał się znów do téj książki, która w jego umyśle łączyła się jakimś nierozerwalnym węzłem z postacią Maleniowéj. Gorączkowo przewracał kartki i od czasu do czasu odwracał głowę w stronę przymkniętych drzwi. Z pokoju matki dolatywał tylko szum poruszanych tkanin i od czasu do czasu przeciągły zgrzyt rozdzieranego perkalu.
Szum ten, zgrzytliwy i niemiły, drażnił Tadeusza