i natychmiast obwarował pewnym murem nietykalnego szacunku. Nikt nie drwił teraz z Kafthana, który, wyniosły, ponury, roztargniony, wchodził doskonale w rolę dyplomatycznéj maszyny, mającéj przed sobą najświetniejsze nadzieje z powodu doskonałéj protekcyi i tych „pleców”, które w tym świecie stanowią potęgę niezwalczoną.
Te same „plecy” kazały mianować Charłupkę starostą w Krowodrzy i przenosiły Malewicza do Krakowa. Słowem, ruch był na całej linii. Tylko Wielohradzki był zapomniany i opuszczony. Jego „wodzirejowstwo” nie przyniosło mu wielkiéj protekcyi i korzyści.
Nie myślał jednak teraz o tem, pochłonięty cały troską miłosną. Przysłuchiwał się plotkom i komerażom tych „panów“ z rozdrażnieniem, ale bez zazdrości. Wzruszał ramionami na widok Pozbitowskiego, który złościł się, iż Malewicz jedzie do Krakowa, gdy on, Stanio, gnuśnieć będzie nadal w tém utrapionem kasynie. W Krakowie gra w karty jest bardziéj seryo i ma sezony niezwykle ożywione, z powodu blizkości Wiednia; Lwów zaś leży na końcu świata, a w grze nie ma ani nerwu ani żadnych sensacyi.
Wielohradzki powrócił do domu, zjadł obiad w milczeniu i w chwili gdy Tecia, powracając z miasta, weszła do pokoju, wstał i z najwyższą ostentacyą i złością z pokoju wyszedł.
Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/296
Ta strona została skorygowana.