kolegom biurowym i sobie samemu najwięcéj. Zżółkł, zbrzydł, zestarzał się nagle. Jego wdzięk łagodny, subtelny, dziewczęcy — znikł. Zwłaszcza wobec matki przesadzał swą przymusową maskę ubóstwa. Poznał się z kilkoma quasi-literatami i z nimi teraz spędzał wieczory w atmosferze tytuniu, gazu i złéj kuchni. Drwiąco patrzył teraz na „kasynowców”. Wszyscy oni wydawali mu się odpowiedzialnymi za postępek Muszki. Chwilami miał ochotę wypoliczkować którego z tych ładnie uczesanych i doskonale umytych rasowców; nie miał jednak dość odwagi. Dokuczał im tylko ironicznemi przycinkami, które jemu zdawały się olbrzymiéj wagi, na nich zaś nie robiły żadnego wrażenia.
Wdział na siebie żałobę, aby ochronić się od zaproszeń na bale i wieczory. Z ironią odzywał się teraz o zabawach tańcujących, które nazywał „kręciołkami”.
Spróbował łatwych miłostek ze sługami i pannami usługującemi w piwiarni. Uczuł jednak niesmak i zniechęcenie. Postanowił wmówić w siebie nową miłość, nowe „zakochanie się”.
I zaczął znów bałamucić Tecię.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Wyszedłszy z domu, Tadeusz szybko podążył na Chorążczyznę.
Ściemniało się i czarna sylwetka człowieka zapalającego gaz migała po brzegu chodnika.