Wielohradzka ładnym, dystyngowanym giestem wskazała nowo przybyłym krzesła. Orzecka podziękowała, dodając, iż śpieszą się, gdyż jeszcze mają całą ulicę „do zrobienia”. Zdziwione jéj oczy zatrzymały się na stosie kotylionowych przyborów, które leżały na stole. Zdawało się jéj, że poznaje laskę pasterską, zakończoną bukietem róż i wstążek, która stanowiła jedną z piękniejszych dekoracyi kotylionu ostatniego wieczoru, jaki odbył się w jéj domu podczas ubiegłéj zimy.
Wzrok młodéj pani Pozbitowskiéj również został przykuty tą massą błyszczących cacek, które połyskiwały wszędzie: na ziemi, na krzesłach, na stole, wśród sztuk perkalu, plótna i jedwabiu.
Przyłożywszy do oczu swoją face à main, patrzyła z impertynencyą dobrze wychowanéj gąski, przekrzywiwszy cokolwiek na bok swą drobną głowę, na któréj świeciła się mała kapotka, naszywana massą czarnych dżetów. Przez delikatny tiul wualki czerczeniły się jéj małe purpurowe usta i błękitniały duże oczy. Była to ładna rasowa niemka, o wiedeńskim szyku, przypominającym szyk księżniczki. Bił od niéj Amaryllis, podczas gdy suknie Orzeckiéj przepojone były White Rose. Były to wonie dyskretne, zaledwie dostrzegalne, lecz ładne i przejmujące. Młody Drunicki zdawał się kąpać w téj atmosferze. Miał dużą głowę, odstające uszy, rodzaj łaty z ciemnych włosów, lśniących i gładko przyczesanych na środku szerokie-
Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/300
Ta strona została skorygowana.