Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/310

Ta strona została przepisana.

Lecz zanadto był kobietą, aby nie poradzić sobie w takiéj chwili. Jak bezwładna kłoda zwalił się na fotel i wybuchnął spazmatycznym płaczem. Był to płacz równie wypływający z podrażnienia nerwów, jak i z podniecenia zmysłów. Gryzł ręce, i dławił się, i krztusił, mając ochotę zacząć wśród łkań krzyczeć jedno imię:
— Muszka! Muszka!...
Dokoła niego pokornie opadły szczątki jego kotylionowych trofeów.
On sam miał wygląd zniszczonéj zabawki, stłuczonego cacka, poszarpanego pajaca.
Zrozpaczony, zaszlochany, drżący, wodziréj c. k. salonów galicyjskich, leżał bez woli i bez tchu w powodzi złocistych strzępków, które zdawały się być pakułami, trocinami, sypiącemi się ze zranionego korpusu tego szykownego Poliszynela.