Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/312

Ta strona została przepisana.

wałam ciężko moje grzechy i wymodliłam sobie u Boga spokój i przebaczenie. Teraz nawet, kiedy już do rozumu przyszłam, jestem Panu wdzięczna za jego naukę. Tylko co do matki Pana, to nie mogę zamilczeć i nie mogę Panu pozwolić, ażebyś się Pan tak nad nią pastwił. Pan tylko myśli o sobie i wiecznie tylko o sobie mówi, a czy Pan nie widzi, jak się pani Wielohradzka zmieniła? jaka jest blada? jakie ma oczy zapuchnięte? Czy pan nie słyszy, jak ona w nocy kaszle? Babcia mówiła, że to serce się kraje patrzeć, jak się taka kobieta marnuje w wysługach dla takiego, jak Pan, dorosłego mężczyzny. I Babcia miała racyę. Pan powinien ulżyć trochę w pracy swojéj matce, a nie ciągle balować, a potem jeszcze téj biednéj, świętéj kobiecie sceny robić. Ja wiem, że mnie Pan za ten list już ostatecznie znienawidzi; ale, proszę Pana, taka nienawiść to mnie nie obraża, ani nie martwi, bo każdy człowiek, co źle postępuje, to nie lubi tych, co mu prawdę w oczy mówią. A że Panu nikt prawdy w oczy nie powiedział i nie powie, to ja wzięłam na odwagę i piszę do Pana ten list, który Pan może schować, a może podrzeć. O to się nie boję, bo przedwczoraj ksiądz mi poradził, ażebym Babci przyznała się, jak było pomiędzy mną i Panem. Więc choć to mnie dużo kosztowało, powiedziałam Babci wszystko i pokazałam jéj brulion listu, który do Pana do Francyi pisałam. Babka bardzo mnie złajała za to wszystko, ale mi przebaczyła i przyrze-