Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/315

Ta strona została przepisana.

W téj chwili psiarnia była opuszczoną najzupełniéj przez służbę. Maleni bawił we Lwowie i tylko Muszka od czasu do czasu zaglądała do Paprotki, zajmując się psami.
Służba rozchodziła się po lesie, lub ciągnęła ku dworowi. Psiarczyki, dwa małe wyrostki, poszli do lasu piec kartofle w popiele.
Widocznie nie spodziewano się przyjazdu państwa, gdyż Muszka wczoraj zjechała niespodziewanie, zapowiadając na odjezdnem, iż powróci dopiero za tydzień.
Przez kratę drucianą psy szczekały i wyły. Tadeusz zbliżył się do furtki i probował ją otworzyć.
Dostrzegł, iż kłódka założona była tylko, ale nie zamknięta. Chwilę zawahał się, nie wiedząc, czy ma wejść do środku. Obok ścieżki, wiodącéj do wnętrza terrasu, znajdował się właśnie box wspaniałych dogów angielskich Mastiffs, o blado-kawowéj sierci i czarnym, olbrzymim pysku. Z drugiéj strony stara suka gaskońska, wielka i żółta jak dukat, patrzyła na niego nieufnie zaczerwienionemi ślepiami.
Nagle szczeknęła chrapliwie, i był to sygnał potwornéj symfonii cienkich i nizkich głosów, akord fatalny i donośny, dysonans wpadający rozwichrzoną gammą w massę wiosennego powietrza.
Wszystkie psy i psiaki zaczęły grać i ujadać zapalczywie, otwierając pyski, opierając się na wyciągniętych daleko przednich łapach.