niespodziewanie powozów, wiozących Maleniego i kilku sportsmenów.
— Co się tu dzieje? voyons... co się stało? — zapytał Maleni.
Bez chwili wahania Muszka, wyprostowana i dumna, odparła:
— Ten pan (harap ukazał Wielohradzkiego) zna cokolwiek weterynaryę. Chciałam, aby obejrzał uszy Molly... ten pan zapomniał się... przywołałam go do porządku... Voilà!
Mrużyła oczy, patrząc z góry na Wielohradzkiego. Robiła w téj chwili wrażenie dobréj aktorki, i tylko wprawne oko dostrzedz mogło drżenie jéj rąk i nerwowy skurcz warg. Czuła, iż w téj chwili rozgrywa się cała jéj przyszłość i że z apoteozy tryumfalnéj świetności, w jakiéj żyła, spaść może na dno nędzy moralnéj, ubóstwa materyalnego (względnego) i śmieszności zapomnienia się w objęciach tak marnéj kreatury, jaką był Wielohradzki.
Ton jéj mowy był już napozór zimny i obojętny, lecz pot zrosił jéj krzyż, a w gardle zaschło. Nie śmiała spojrzéć w twarz męża. Instynktem odgadywała, że Maleni zrozumie prawdę i nie uwierzy jéj słowom. Lecz nadzieja, iż człowiek ten nad wszystko ceni swoją karyerę i utrzymanie się na stanowisku, dodawała jéj otuchy.
Maleni bez najmniejszéj zmiany w twarzy wysłuchał słów żony. Zdawać-by się mogło, iż odp-
Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/321
Ta strona została skorygowana.