Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/332

Ta strona została przepisana.

siebie lodowato, correct i obojętnie. Lecz subtelne owe odcienie nie uszły uwadze panów, którzy byli świadkami owego zajścia w psiarni. Byli to jednak ludzie niezmiernie dobrze wychowani, fałszywi i rozumiejący doskonale, co mówić wypada, a co należy zachować dla siebie. Milczącą umową postanowili całą tę scenę pozostawić w otchłani swéj niepamięci. Ponieważ sam Maleni nie zrobił najmniejszéj alluzyi w późniejszéj rozmowie, jasnem więc było, iż pragnął, aby fakt ten wymazany został z pamięci obecnych. Ludzie ci byli tak zjednoczeni i spojeni ściśle intelektualnie, iż żaden z nich nie zastanawiał się nad postępkiem Muszki i nie szukał wyjaśnienia. Przyjęli to, co Maleni im podał, i zadowolnili się tém zupełnie.
Gdy w pół godziny późniéj wsiedli do wojskowego breaku o nizkiem pudle i wysokim koźle, z pomalowanemi na żółto kołami, nie mieli najzupełniéj wyglądu ludzi, przed których oczyma rozegrała się tragedya, mogąca zniszczyć i w gruzy obrócić sytuacyę téj kobiety, siedzącéj na koźle, pod baldachimem mieniącéj się parasolki. Patrzyli na nią obojętnie, nawet bez zaciekawienia, jakie zwykle w przeciętnéj burżuazyi wywołuje historya wiarołomstwa. Zresztą nie było dowodów. Prawdopodobnie było tak, jak mówiła Maleniowa.
Tymczasem Wielohradzki szalał w bezsilnéj rozpaczy.