Rozszlochany i rozspazmowany legł u kolan matki i tam powoli wyjęczał jéj całą prawdę. Ominął tylko szczegół swéj bytności u Muszki. Instynkt kazał mu zataić ohydę tego objawu ze strony kobiety w obecności drugiéj kobiety, czystéj i nieskalanéj.
Wielohradzka, pobladła i drżąca, wysłuchała spowiedzi syna. Nie przestawała pieścić go i uspakajać, lecz ręce, przesuwające się po jego włosach i twarzy, miały nerwowe ruchy nagle oślepłego człowieka. Gdy Tadeusz umilkł, i ona nagle zapadła w nieruchomość, cała biała w pasmach swych siwych włosów, z oczyma jeszcze więcéj w głąb zapadłemi. Zdawała się stać nad brzegiem jakiejś przepaści, pełnéj zgnilizny i robactwa. Nie miała siły cofnąć się, ona — ona moralna królewna. Jakaś brutalna ręka zdzierała z niéj teraz wiekową pleśnią porosłe taśmy, któremi duszę jéj, tam na wsi, od dziecka skrępowano, suchą, lecz zarazem romantyczną dłonią obowiązku. I to, czego Tadeusz nie powiedział, ona odgadła i zrozumiała.
W sercu uczuła wielkie zimno i czerń niezmierzoną.
Tamta kobieta, zdradzająca swego męża w rok po zamążpójściu, wydala się jakimś fenomenem, chorobą zaraźliwą, o któréj wśród epidemii słyszy się ciągle często, lecz któréj się nie widzi, i często umiera się, nie mając pojęcia, czém była owa epidemia, wśród któréj się przeszło. Wzrok jéj padł na syna
Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/333
Ta strona została skorygowana.