Byłą kobietą, matką, a więc istotą trwożliwą o życie i całość swego dziecka.
Lecz zarazem była to szlachcianka, mająca prawem dziedziczności przekazaną żyłkę do pojedynków i wychowana w tradycyi, iż moralna zniewaga zmywa się fizycznym bólem, i że to, co się nazywa „obrazą honoru” — reparuje się przecięciem skóry lub przedziurawieniem ciała.
W pierwszéj chwili zdrętwiała na myśl o pojedynku, powoli wszakże wystąpiła na scenę duma, i ta nurtować ją zaczęła. Zrozumiała ból i rozpacz syna. Maleni bić się z nim nie chciał.. Dlaczego?
Czy ród Wielohradzkich nie starszy i nie piękniejszy od rodu Malenich? Czy ich „gniazdo” nie równie zaszczytne i wspaniałe, jak „gniazdo”, z którego pochodzi mąż Muszki?
W sercu jéj wezbrał straszny gniew.
Z pokoju syna dolatywał ciągle cichy jęk Tadeusza. Gdyby nie wstyd, i ona zaczęłaby mu wtórować, tak dławiła ją teraz zmora nieszczęścia. Dokoła niéj zaległa ciemnica. Nie widziała punku wyjścia. Honor Tadeusza wzgardą Maleniego został w proch zmiażdżony.
Co daléj? co daléj?
Cichutko z pokoju wysunęła się Tecia i powróciła do babki.
Biała jéj suknia ślubna leżała teraz rozpięta na krześle, sztywna i dziewiczo śnieżna.
Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/339
Ta strona została skorygowana.