Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/340

Ta strona została przepisana.

Wielohradzka przygasłe oczy na tę biel zwróciła i smutnie pokiwała głową.
Nie, przez tę dziewczynkę nieszczęście nie weszłoby do ich domu. Dlaczego sprzeciwiała się początkowo temu związkowi? Dlaczego raczéj nie uczyniła wszystkiego, aby Tadeusz ożenił się z Tecią!
I znów jęk Tadeusza, jęk głośniejszy i boleśniejszym wyrzucony głosem, targnął nią całą:
— Mamo! mamo!...
Powoli oderwała się od okna i weszła do pokoju syna. Co mu powiedzieć miała? jak go uspokoić, kiedy ona sama czuła taki ból i taką rozpacz, jaka nim szarpała?
Weszła jednak i rękę zimną i wystygłą położyła na głowę syna.
— Mamo!... ja się z nim bić muszę!... — jęczał Tadeusz.
— Nie!... nie!... — przeczyły usta matki, a buta, przesądów pełna, powtarzała w głębi duszy:
— On się bić musi, on się bić powinien!..
I w rozterce téj wyczerpywały się jéj siły i rozdrażnienie nerwowe zaczęło wzrastać teraz z niepohamowaną szybkością.