Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/345

Ta strona została przepisana.

— A ja przychodzę prosić, a w razie potrzeby żądać, abyś pan bił się z moim synem!...
Słowa te przecięły powietrze, jak uderzenie stalowéj szpicruty, i spadły zupełnie niespodziewanie na głowę Maleniego.
Magnat cofnął się kilka kroków i spojrzał ze zdumieniem na stojącą przed nim kobietę.
— Pani? pani, matka, chcesz, abym się bił z synem pani?
— Tak! ja, matka!... Dlatego właśnie, że kocham moje dziecko, nie mogę pozwolić, aby to dziecko zginęło moralnie i cierpiało, jak ono teraz cierpi.
— Pani źle kochałaś swego syna!...
Wielohradzka milczała długą chwile, wreszcie odparła:
— Nie wiem, czy źle kocham, wiem to tylko, że, kocham tak, jak umiem i jak mnie kochać nauczono!...
— Nauczono panią kochać źle, fałszywie, błędnie... Starałem się dowiedzieć dokładnie, jakie jest wasze życie i kim jesteście. Przekonałem się, że pani sama zgubiłaś swe dziecko...
Z oczu Wielohradzkiéj płynąć zaczęły dwie strugi łez.
— O... panie hrabio!... — załkała boleśnie.
— Wiem, że jestem w téj chwili okrutnym — ciągnął daléj Maleni — ależ to wreszcie przyjść mu-