Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/35

Ta strona została przepisana.

— Muszę przeczytać...
— Och!... zapytaj Podgórskiego, wiesz, tego, co, z pieniędzy żony swéj żyjąc, wielkiego pana udaje; zapytaj go, a on ci tę nowelkę od a do zet wyrecytuje...
— Dlaczego?
Radolt ramionami wzruszył.
— Bo ją sam napisał.
— Jak to? a więc to nie Malewicz?...
— Spodziewam się... przecież tu widać najdoskonaléj styl i formę Podgórskiego. Paniczowi zachciało się być nowelistą, ale nowelle pisać trochę trudniéj, niż zadawać szyku na wyścigach. Więc... czy kupił, czy wyprosił... ale to więcéj, niż pewne, że sam nie napisał...
— Jednakże... — zaoponował Tadeusz — przypominam sobie, że w klassach Malewicz w wypracowaniach stylowych miał dużo fantazyi...
— Och!... — zawołał mały pan w zbyt dużym surducie — to było kiedyś, przed potopem. Jeśli była jaka fantazya, no, to ją konie, rozpusta i karty zjadły!... To kretyn, kretyn, kretyn, ten zdechlak kasynowy.
Malutką, zżółkłą dłonią bił się po dece piersiowéj, zapadłéj i nędznéj pod rozkrochmalonym gorsem koszuli. Z przylepionego na czole kwargla spływała mu wzdłuż nosa ku brodzie żółtawa, lepka ciecz. Był tak mały, iż zajmował zaledwie pół krzesła, na