Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/41

Ta strona została skorygowana.

nogi Radolta, które powoli wysuwały się z cienia, jakby nieśmiałe i pokorne.
I natychmiast zrozumiał Tadeusz cały dramat nędzy i ukrywanego niedostatku. Spodnie były przypięte szpilkami do butów, aby, podnosząc się, nie zdradziły braku skarpetek. Pomimo to jednak żółtawe kawałki przebłyskiwały pomiędzy źle ściągniętém sznurowadłem butów. Tadeusz z nienawiścią spojrzał na leżący na stole numer dziennika. Za nędzę Radolta czynił odpowiedzialnym Malewicza, zapominając, iż sam posiadał w swéj szafie cztery tuziny skarpetek z fil d’Ecosse, tuzin jedwabnych czarnych i tuzin wełnianych, na mrozy i chłody jesienne.
W téj saméj chwili siedzący nieruchomo Gembosz porwał z łoskotem za Mączałówkę. Wszyscy siedzący pod werendą zwrócili się ku redaktorowi, sądząc, iż to jakiś antagonista albo obrażony poseł do rady państwa przychodzi zażądać „odwołania”.
Lecz przed werendą stał mały niepokaźny człowieczek, odziany ciemno, i z wielkiém zajęciem przypatrywał się olbrzymiéj postaci osławionego redaktora. Skoro jednak ten ostatni pochwycił za kij, człowieczek umknął i pośpieszył ku estradce, na któréj gromadzili się muzykanci.
Po chwili widać było, jak próbował pikuliny i wydymał zapadłe policzki.
— Będzie muzyczka!... — podjął Gliwiński — zagrają nam znów owo Loin du bal czy de bal...