na jedném i tém samém stanowisku w biurze, obaj szykowni, młodzi, eleganccy. Teraz przed Malewiczem otwiera się cały świat, a on, Tadeusz, jak pies na uwięzi, gryzie swój łańcuch, wiążący go do spróchniałych desek budy!
I dlaczego? Bo Statnicka miała dość odwagi, aby wziąć sobie na „utrzymanie“ tego ładnego męża, gdy Muszka... Och!
Nagle Malewicz zbliżył się do Tadeusza i wyjął z kieszeni dziennik.
— Czytałeś? — zapytał, nie mogąc dłużéj wytrzymać, trawiony gorączką autorską, żebrzącą bezustannie pochwał i podziwiań tłumu.
Tadeusz zmarszczył brwi i przez szerokość biurka z nienawiścią wpatrzył się w uśmiechniętą twarz hrabiego.
— Co takiego? — zapytał przez zaciśnięte zęby.
— Nowelkę... tu na dole... Pieśń majowa... och! drobnostka... nic wielkiego... Cependant...
Podsuwał mu dziennik pod oczy, lecz Tadeusz dość szorstkim ruchem odepchnął od siebie gazetę.
— Czytałem! — wyrzekł dobitnie, akcentując każdy wyraz. — Podgórski ma trochę zdolności a przytem un style très personnel. Trudno go nie poznać.
Malewicz zbliżył się tak, iż opierał się łokciami o półki biurka.
— Podgórski? — zapytał — dlaczego Podgórski? to nie on, ale ja tę nowelkę napisałem...
Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/51
Ta strona została skorygowana.