Pomiędzy gałęziami tarniny widział Tadeusz drobną postać Teci, idącéj szybko w stronę Węglińskiego lasku. Pragnął ją dogonić, przyśpieszał kroku i znów zwalniał, gdyż po raz pierwszy może Tecia wywoływała w nim ładne, estetyczne wrażenie. Smakował je i usiłował przedłużyć, zgłodniały, nie widzący oddawna nic, coby miało w sobie harmonię barw i linii.
Przed nim droga dość szeroka, lecz zarosła pasami trawy, zasłana była cała ukośnemi promieniami słońca. Po obu stronach ciemne mury tarniny, a za niemi tu i owdzie rozłożyste lipy lub grusze, wyciągające daleko zielone ramiona. Po prawéj — niewielki punkcik blado-liliowy, lecz barwy liliowéj czystéj, niezbrudzonéj żadną przymieszką innego cieniu.
To suknia Teci.
Płynie, rozwiewa się u dołu, lekka i przejrzysta,