Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/63

Ta strona została skorygowana.

— Och!... jaki wielki pies!... — szepce Tecia.
Dama wyprostowuje się energicznie. Przywiązała rzemień dużego plecionego bata do obroży psa, i teraz zaczyna iść szybko naprzeciw Tadeusza i Teci, prowadząc psa za sobą.
Tadeusz w téj chwili dostrzega, iż damą tą jest Muszka, i przez błyskawiczną chwilę ma tysiące myśli i projektów krzyżujących się wzajemnie.
Gniew szalony ogarnia go. Traci przytomność. Widzi, że Muszka idzie wprost ku niemu, i równocześnie dziwi się zmianie, jaką w niéj dostrzega. Jest, nie ubrana, lecz odziana, jak panna służąca. Ma na sobie szarą spódnicę, czarny króciuchny żakiecik, rodzaj fularu barwy niezdecydowanéj, zapięty pod szyję, i na głowie męski kapelusik filcowy. Lecz co najwięcéj uderza Tadeusza, to zmiana jéj twarzy, postarzenie nagłe, brak zupełny pudru i aureoli włosów dokoła czoła i uszu. Włosy te, jakby zmoczone, gładkie, ściągnięte po chińsku w węzeł, giną pod rondem śmiesznego kapelusza. Muszka idzie dużemi krokami, odpychając spódnicę kolanami, rękę lewą trzyma w kieszonce żakietu, w prawéj dzierży bat, na którym ciągnie psa.
Wszystko to dostrzega Tadeusz w jednéj sekundzie i równocześnie stara sic powziąć jakieś postanowienie. Lecz gdy Muszka jest już od niego o kilka kroków, pod jéj aroganckiem, zwykłem spojrzeniem zdejmuje szybko kapelusz i pochyla głowę. Ona za-