hradzki uciekł szybko, porzucając niezapalonego papierosa.
Z bijącém sercem wpadł do swego mieszkania.
Wielohradzka szyła przy lampie, zasłoniętéj zielonawym abażurem.
Przy maszynie siedziała Tecia i pilnie zszywała jakieś kawałki jedwabiu.
Zobaczywszy syna, Wielohradzka dała znak ręką Teci.
— Niech Tecia przestanie... pan Tadeusz powrócił!...
Tadeusz miał ochotę pójść do swego pokoju, położyć się czémprędzéj i zgasić świecę.
Lecz przemógł tę chęć i zbliżył się uprzejmie do stołu.
— Przeczytam paniom gazetę — wyrzekł, sięgając po dziennik.
Lecz Wielohradzka zmarszczyła brwi z niechęcią.
— Nie... proszę cię... idź do siebie... my mamy bardzo pilną robotę... musimy dziś siedziéć długo w nocy...
Tadeusz upierał się, czując w duszy potrzebę moralną pozostania przez czas jakiś obok Teci i matki. Bał się swych myśli, wspomnienia nocnego Muszki, tych dwóch oświetlonych okien kasyna, które, jak oczy rysia, migotały przed nim w ciemności.
Wielohradzka wyciągnęła ku Teci rękę.
Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/81
Ta strona została skorygowana.