Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/86

Ta strona została przepisana.

Wielohradzki wstał w wyborném usposobieniu.
Muszka w nocnych marzeniach wydała mu się jeszcze brzydszą i pospolitszą. Zresztą, jak u każdego neurastenika, autosuggestya grała tu olbrzymią rolę. Wielohradzki chciał widziéć Muszkę brzydką, i widział ją taką. I wstawszy, zażądał od matki wykwintnéj bielizny, nowego krawata, rękawiczek i bronzowych jedwabnych skarpetek.
Wielohradzka, uszczęśliwiona, uczyniła zadość jego żądaniu. Namówiła go, aby wziął nowy żakiet i laskę ze złotą główką. Gdy przyszedł przejrzeć się w lustrze i tak jak dawniéj uśmiechał się do siebie, mrużąc oczy i zaciskając usta, Wielohradzka nie posiadała się z radości.
— Nareszcie — myślała — z gustem ubrania powróci mu chęć bywania w świecie, w porządném towarzystwie... Dzięki Ci, Boże!...
Zawinęła mu w papier rogalik i cukier.
— Chcesz? — zapytała — odpróję ci krepę u kapelusza?
Lecz on szybkim ruchem powstrzymał jéj rękę.
— Nie! nie! mateczko!.. Niech mama zostawi... To jedyna moja obrona przed natrętnemi zaprosinami tych... państwa!
Rzucił to ostatnie słowo z wysoką ironią.
Wielohradzka podchwyciła szybko:
— Cóżby w tém było złego, ażebyś znów zaczął bywać w świecie?...