Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/9

Ta strona została przepisana.
I.

— Może powiedzieć panu Janczewskiemu, ażeby lepiéj wiedział, jak rzeczy stoją...
— Nie... trzeba wszystkich powoli do téj katastrofy przyzwyczaić..
— Jak pan chce... ja się zupełnie zastosuję do pana woli.
I ze ślicznym a niezgrabnym ruchem niewieściéj pokory pochyliła Tecia głowę przed rozpartym na krześle Tadeuszem.
Nastało milczenie.
Niewiele mieli sobie do powiedzenia ci dwoje, znów nagle zbliżeni — jego fantazyą, jéj miłością. On miał minę Papkina, który bez walki wiódł za sobą jeńca, ona — czuła się nieśmiałą i zawstydzoną. Przebaczyła tak łatwo, na pierwsze niemal skinienie.