Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/91

Ta strona została skorygowana.

— Idź sam!... będę czekać tu na ciebie... nie siedź tylko długo...
Radolt pokiwał głową.
— Zawsze z ciebie zmoczona kura... Boisz się narazić... Sądzisz, że im nasobaczę i nawymyślam! Nie lękaj się... potrafię się zachować przyzwoicie, przyzwoiciéj może niż oni.
Lecz Wielohradzki z najwyższym uporem zwracał się ku Wałom.
— Skoro chcesz mnie gwałtem zabrać z sobą — wyrzekł — uciekam.!. czekać będę na ciebie na Wałach, na pierwszéj ławce. Idź!... piąta już wybiła.
I zanim Radolt zdołał wyrzec jedno słowo, Wielohradzki oddalił się szybko, wywijając w powietrzu laseczką.
Wszedłszy w aleję Wałów, usiadł na pierwszéj ławce, zajętéj już przez dwie starannie ubrane żydówki. Wielohradzki, który był antysemitą zażartym, odsunął się na sam brzeg ławki. Odwróciwszy się od żydówek plecami, zaczął rozmyślać i zastanawiać się nad niekonsekwencyą swego postępowania.
Dlaczego właściwie zgodził się towarzyszyć Radoltowi? Dlaczego czeka na niego, narażając się, iż Malewicz może go zobaczyć w towarzystwie Radolta?
Związał się pewną przyjaźnią z Radoltem „na złość” sobie samemu i arystokracyi. Upokorzenie Malewicza cieszyło go. Zapewne; lecz czy rozsądnie, było narażać się na nienawiść Malewicza? Mógł