Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/97

Ta strona została skorygowana.
VI.

— Niech pan poczeka, dam panu jeszcze jedną chustkę!...
I dobrotliwie Wielohradzka wyjęła z drżących rąk Radolta zwiniętą w kłębek szmatkę, mokrą od łez i czarną i od smug fiksatuaru, którym sobie literat wysmarował obficie zwykle rozczochrane pasma długich włosów.
— Pani... mi... daruje... — jąkał się Radolt, łkając coraz głośniéj — pani mi daruje... ale... ja... nie mogę się wstrzymać od łez...
— Niech pan płacze! — wyrzekła Wielohradzka. — Skoro panu będzie lżej na sercu, to pan nam opowie, co pana spotkało. Naturalnie, jeżeli to nie będzie niedyskrecyą z naszéj strony wdzierać się w pana tajemnice.
— Och nie!... nie!... ja powiem... powiem... tylko teraz nie mogę... bo mnie łzy duszą...
Ze drzwi kuchenki wysunęła się Tecia z tacką, na któréj bieliła się filiżanka.