dopuścili się jakiegoś trywialnego czynu; ludzie tak dobrze wychowani... tak dobrze urodzeni... Ten Malewicz toć jedna z najdystyngowańszych rodzin... Pojąć nie mogę.. Ha, zobaczymy...
Delikatna sylwetka zarysowała się na progu.
— Proszę pani — wyszeptała Tecia ~ samowar się gotuje, szynkę ułożyłam na talerzyku, zapaliłam lampę... czy mam ją wnieść do pokoju?
— Tak! tylko uważnie, ażebyś nam nagle w oczy nie zaświeciła. Biedak napłakał się tyle...
— Dobrze, proszę pani, postawię z tyłu, po za nim, na komodzie... Dobranoc państwu!
Wyszła tak cicho, jak zjawiła się. Tadeusz poczuł nagle rozrzewnienie w sercu i chwilę na drzwi patrzył. Jasna smuga światła padła przez szczelinę. Tadeusz schwyci! rękę matki i pocałował.
— Dziękuję mateczce... — wyszeptał.
— Za co?
— Że mamcia taka dobra...
Lecz Wielohradzka, która miała sama łzy w oczach, zaczęła śmiać się z udaną dobro dusznością.
— Co téż ty gadasz? to mój obowiązek!
Weszli oboje do pokoju.
Zastali Radolta, stojącego przy stole.
Był straszny.
Blady, opuchły, z czarnemi pręgami fiksatuaru rozmazanemi na białéj masce twarzy. Nie płakał już
Strona:PL Zapolska - Wodzirej T. 2.djvu/99
Ta strona została skorygowana.