Strona:PL Zenon Przesmycki - Z czary młodości.djvu/026

Ta strona została przepisana.
Ranek w górach.


Cisza. W przezrocze białych mgieł opony
Owite szczyty; w mrokach pogrążony
Posępny, cichy jar.
W głębi gdzieś potok po kamieniach pluszcze,
I na gór stokach sine drzemią puszcze
W zawojach mgieł i par.
Na liściach wiszą senne krople rosy,
Śpią zioła, marzą woniejące wrzosy,
Czekają złotych zórz.
Cicho. Tak cicho, że okrzyk wydany
Rozgrzmiałby — zda się — nad góry, nad łany,
Het... aż do granic mórz.
I zwolna wschód się rozrumienił w dali,
Padł skier snop... drugi... patrz! i już się pali
Purpurą każdy szczyt.
W łzach rosy blaski zagrały tęczowe,
Ptak się na gnieździć ocknął, podniósł głowę:
To świt! to świt! to świt!
Tysiąc promieni na lazurów toni
Walczy, tęczuje, mieni się i goni,
Złocisty znacząc szlak.