Strona:PL Zenon Przesmycki - Z czary młodości.djvu/061

Ta strona została przepisana.

Oczy ich — pełne cichej, pogodnej zadumy;
Rozpamiętują w duszach dawne ludzkie nędze
I, wierni symbolicznej złożonej przysiędze,
Oczyszczają się z błędów w słonych tchnieniach morza.
Wszyscy zwróceni w stronę, zkąd wybłyska zorza,
Wszyscy w rękach trzymają oliwne gałązki
I z utęsknieniem patrzą w świtu pasek wązki.
Czekają. Cisza wielka, święta, uroczysta.
Opurpurza się zwolna dal sina a mglista.
Sto strzał złotych — zwiastunów wschodzącego słońca,
I z ust niepoliczonych pieśń wybiega grzmiąca:
»Pokłon ci, wiekuista, święta światła mocy,
»Co rozpraszasz posępne potworności nocy!
»Pokłon ci, wszechmiłości wschodzący symbolu!
»Oto, na tem olbrzymiem zgromadzeni polu,
»Święcim wieczne braterstwo. Ze wszech krańców świata
»Zeszliśmy się, by brat mógł uściskać dziś brata.
»Przysięgamy, że odtąd w światła twego rzece
»Inne ludów nie będą kąpały się wiece,
»Przysięgamy, że w sercach już nam nie zagości
»Nic, coby urągało tej bratniej miłości.
»Ją siać będziem jedynie i strzedz od kąkolu!
»Pokłon ci, wszechmiłości wschodzący symbolu!
I pocałunek zgody wkrąg obiega tłumy,
A morze wtórzy pieśniom dalekiemi szumy...