Ta strona została przepisana.
III.
Rozkosz najwyższa z męką niezmierzoną,
Walcząc ze sobą, jako z wodą płomię,
Sprzecznie naprzemian targały mi łono;
Przeszłość mi ziemska przed okiem widomie,
Jak żywa, wstała. Odczułem znów zbrodnię
Zdrady swej, w całym jej strasznym ogromie,
I szczęście, które miłość tej niegodnie
Zdradzonej na mnie lała nieskończenie, —
I, jak przy Dantem, szlochałem — bezpłodnie.
A w myśli mknęły mi — scena po scenie —
Minione chwile, — jak po łące ściętej
Cienie chmur, które wiatr po niebie żenie.
Oto mi każą, bym jak zbir najęty
Przywiózł dla brata swojego, Lanciotto,
Zwiódłszy ją, córę Gwidona z Polenty.
On był ohydny — podwójną brzydotą:
Ciała i duszy, więc miałem za niego
Na chwilę ślubu stanąć przed tą złotą.