Ta strona została przepisana.
VIII.
Krwawa-ż bo była w Rimini ta jesień!
Dwa serca pękły od jednego ciosu —
I nić zerwała się złotych uniesień.
Po chwili szczęścia, ciężka ręka losu
Dała nam wieczność, w której gwiazdy gasną,
A nie stłumiła wewnętrznego głosu,
Co dolę wciąż nam przypomina jasną
I tem oboje udręcza najsrożej. —
O, przebacz, Panie, przebacz, niech raz zasną
Owe wspomnienia, co w bólów obroży
Są kolcem ostrym! Ciszy daj nam, ciszy,
Niech nas nie nosi już pośród bezdroży
Ta burza wściekła, z gronem towarzyszy,
Niechaj odpocznie to nieszczęsne dziecię!
Słyszysz mnie, Panie? Nie słyszy! nie słyszy!
Sprawiedliwości, ty, co władasz w bycie,
Jam zbrodzień, — ale co winna ta biedna?
Czy — że kochała? Czy — że całe życie