Ta strona została przepisana.
W bezsilnych jęków toni
Ginęły mężnych głosy,
Nikt nie chciał podnieść broni,
Zdano swój los na losy.
I przyszła śmierć. W straszliwej
Godzinie, gdy kraj marł,
Widziała ziemia dziwy,
Rój chmurnych widm i mar.
Księżyc się ćmi, a słońce
Płomiennem wschodzi okiem,
Co ranek stepy drżące
Krew leją z traw potokiem.
Posępne jakieś szumy
I echa trwożą lud,
Widziadeł krwawych tłumy
Powstają z mogił, z wód.
Złowieszcze, nocne ptaki
Dzikiemi krzyczą głosy,
Mdłe chylą się bodiaki,
Strząsając krwawe rosy.
Rycerze w stal odziani
Jak wicher gnają w dal,
Wkoło nich się bałwani
Step na kształt morskich fal.